Dziewczynka albo cierpiętnica.
Rozmowa z Agnieszką Radzikowską.

Mam ochotę budować postacie kobiet, które zmieniają świat i tworzą nową wrażliwość.

 

– Agnieszko, czym są dla ciebie te najważniejsze kobiece role” które chcesz grać?

– Spotkania z kobietami, które mam okazje stwarzać na scenie to spotkanie przede wszystkim ze swoją kobiecością w nich, próbuję coraz częściej przyglądać się kobietom na świecie i nie oceniać ich działań, a zrozumieć je, a nawet na scenie pokochać. Coraz częściej mam ochotę budować postacie kobiet, które zmieniają świat i tworzą nową wrażliwość, także w mężczyznach. Ostatnio fascynują mnie kobiety gór, kobiety które są silniejsze fizycznie od mężczyzn np. Wanda Rutkiewicz, bardzo chciałabym zagrać Wandę i na chwile dotknąć jej osobowości. Myślę też od lat nad własnym projektem o  kobietach, które dotknęły aspektu straty dziecka poprzez poronienie, aborcję, czy chorobę… Kolejny temat, który wydaje mi się bardzo ciekawy to dzieciństwo kobiet w rożnych kulturach i ich przemiana w kobietę. Dzięki mojemu zawodowi mogę poznać tak wiele kobiet i jest to niezmiennie fascynująca podróż.

– Mówisz o własnym projekcie dotyczącym macierzyństwa, utraty i dzieciństwa. Macierzyństwo przewija się w tych wywiadach jako temat „do uzupełnienia” przez kobiety. To ciekawe że właśnie to archetypiczne macierzyństwo… to musi być już kolejna fala feminizmu, która stawia je na równi z himalaistyką.

Interesuje mnie też czy otrzymałaś kiedyś taką rolę, w której musiałaś włożyć dużo wysiłku żeby prezentowana przez ciebie postać była prawdziwa? Rolę kobiecą która napisana była w sposób niewrażliwy lub nie do końca dla ciebie logiczny, zrozumiały? Gdzie walczyłaś o poważne poprawki?

– Mam wrażenie, że cały czas w polskim teatrze mimo wszystko role kobiece są dobierane przez reżyserów głownie po tym jak wygląda aktorka i do jakiej roli pasuje. Mało który reżyser chce zaryzykować i spróbować obsadzić aktorkę wbrew warunkom. Brakuje ryzyka i odwagi wśród twórców. Radzikowska Wandą Rutkiewicz ? Hrabiną De Mereuil z Niebezpiecznych Związków?

Nie. Raczej nadal dziewczynka lub jakaś cierpiętnica. Moja zewnętrzność przecież mogłaby się zmienić w ciągu chwili, ale trzeba by chcieć spróbować. Miałam kiedyś problem z rolą gdzie moja postać miała być tylko dobra i czysta. Nie znam takich ludzi i nie potrafiłam zagrać kogoś kto jest świetlisty i idealny… każdy ma rysy, zgrzyty i blizny na duszy, nawet dzieci potrafią być okrutne, jeśli im na to pozwolimy. Walczyłam o tę prawdę i trochę jej przemycałam, choć nie było to łatwe. Coraz częściej chcę odchodzić od siebie w roli, żeby siebie lepiej odkryć – taki paradoks. Jednak tylko taka podróż w teatrze wydaje mi się ciekawa i rozwijająca.

– A czym była dla ciebie postać Ofelii i praca nad tą rolą?

– Praca nad tą postacią była dla mnie podróżą do świata mężczyzn i ich panowania nad kobietami.

W naszym spektaklu Hamlet zgwałcił Ofelię, ponieważ nie potrafił jej kochać. Moja Ofelia była krucha i samotna, a jednocześnie silna w swojej inności i poznawaniu swojej seksualności oraz wrażliwości. Praca była bardzo ciekawa, bo trochę na nowo odkrywałam siebie i swoje ciało, jakbym wróciła do początku. Przed każdym spektaklem pisałam list do Hamleta i wręczałam go mojemu partnerowi scenicznemu Michałowi Rolnickiemu.Te listy pozwalały nam za każdym razem szukać się na nowo.

– Mówisz, że niektóre role pozwalają ci wyjść z twojej strefy komfortu, czy zmierzyć się z własnym charakterem. A jednak chcesz zająć się własnymi projektami. Jak wyobrażasz sobie pracę w relacji inicjatorka-reżyserka-aktorka?

 Debiut reżyserki mam już za sobą, udało mi się stworzyć spektakl ze świetnej adaptacji Brooka do książki Oliwiera Saksa „Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z Kapeluszem”. To wspaniała książka psychiatry, który opisuje bardzo trudne do leczenia choroby. Zainteresował mnie ten tekst, ponieważ od dawna zastanawiam się kiedy w człowieku budzi się szaleństwo i co to znaczy być chorym? Kiedy Ofelia zwariowała? Czy to ona oszalała czy Świat?

Cały czas zbieram się do projektu , który będzie dotyczył poronień i utraty dziecka w okresie prenatalnym, czytam właśnie świetna Książkę Sylwii Szwed „Mudra” o położnych i odbieraniu porodów, również dzieci martwych, liczę, ze kiedyś się zbiorę i ktoś pozwoli zrobić mi z tego materiału spektakl. Sama jestem po stracie dziecka i myślę, że ten temat bardzo wstydliwy dla kobiet został narazie w teatrze pominięty.

– Jak zagrałabyś taką rolę?

Zagranie roli kobiety,która utraciła dziecko byłoby wyzwaniem, ponieważ bałabym się włożenie w te historie zbyt dużo siebie i swojej historii  utraty Poli, mojej córki,z drugiej strony bardzo bym chciała opowiedzieć ludziom  moją historie  poprzez taką postać. Ważne byłoby kim byłaby ta kobieta, czym dla niej byłaby ta strata i  w jakim kontekście. Czekam na taką propozycje, choć może sama stanę po drugiej stronie i zaproponuje jakieś aktorce prace nad tym tematem.

 

 

Agnieszka Radzikowska – Aktorka. Absolwentka PWST w Krakowie. W latach 2009-2010 występowała w Teatrze Nowym w Zabrzu, od roku 2010 aktorka Teatru Śląskiego w Katowicach. Nagrodzona za rolę Iwony w spektaklu „Iwona, księżniczka Burgunda” w Teatrze Śląskim w Katowicach na Międzynarodowym Festiwalu Gombrowiczowskim w Radomiu oraz za osiągnięcia w dziedzinie aktorstwa (2010)

 

Trzymam się starych zasad.
Rozmowa z Krystyną Łubieńską