Poza Teatrem.
Rozmowa z Martą Kalmus.

Teatr jest bardzo wygodny.
Pytania przychodzą dopiero, kiedy tej karty już nie masz.

Marta, tobie chciałam zadać pytanie, dlaczego tak popularna aktorka teatralna jak ty, zrezygnowała z zawodu i szuka innych form rozwoju osobistego”?

Bezpośrednim bodźcem była utrata pracy w teatrze i ogromne rozgoryczenie po 17 latach pracy wykonywanej z pasją i poświęceniem. Zrobiło się BARDZO dużo miejsca w życiu. Nigdy wcześniej nie byłam postawiona w sytuacji zagospodarowania swojego czasu w sposób jaki ja chcę. Na początku musiałam sobie odpowiedzieć na pytanie: czego chcę? Ponieważ teatr zabiera życie i do takich pytań nie zmusza a jeżeli, to zawęża je do zawodowych ambicji i pragnień – nie wiedziałam czego chcę. Poszłam na studia podyplomowe, psychologię społeczną. Potem skończyłam jeszcze pedagogikę. Wciąż będąc w sytuacji bez etatu, prób, spektakli i służby instytucji. Znaczenia i wartości stopniowo zaczęły się przemieszczać. Do tego doszedł smak wolności, samostanowienia. Umacniałam się w poczuciu, że chcę robić rzeczy, które ode mnie zależą, że nie chcę robić bardzo dużo. Mniej zaczęło mieć wartość. Tak też zaczęła się przygoda pedagogiczna ze studentami Akademii Muzycznej. Ale najistotniejsze miejsce w tej historii ma nurkowanie i podróżowanie. Dopiero ten rodzaj aktywności pozwolił mi posmakować czym jest niezależność. Dzisiaj moim celem jest poszerzanie zakresu tej sfery osobistej wolności. W życiu codziennym oznacza to, że zaczęłam lubić wolny czas, proste czynności, ciszę i uważność na bliskich. Mam dużo spokoju i czasu, kiedy nic szczególnego się nie dzieje (kiedyś nie do pomyślenia). Robiąc mniej paradoksalnie żyję intensywniej. Kolejnym krokiem będzie możliwość kupienia biletu lotniczego w jedną stronę co będzie oznaczało, że mogę wrócić, ale nie muszę.

– Nie jest ci trochę szkoda, że nie jesteś uczestnikiem obecnej dyskusji o tym czym ma być teatr i jak powinien funkcjonować?

– Powiem tak, że mam dokładnie podobne dzisiejszej dyskusji politycznej doświadczenie – mówię o proteście naszego zespołu w Teatrze Wybrzeże w obronie dyrektora Macieja Nowaka. Ja nie tylko straciłam wtedy pracę, ale przeżyłam osobistą porażkę. Dlatego też jest mi żal, ale nie mam wiary, że na tej drodze można w ogóle coś wygrać. Z tej pozycji, w jakiej jestem, czyli bycia zwykłym aktorem. Zwykły aktor nie ma nic do powiedzenia w tej całej walce.

– Znając ciebie już trochę wydaje mi się, że twoje odejście i poszukiwanie w innych obszarach – bardzo duża kreatywność, robienie mniejszych rzeczy, ale w  zgodzie ze sobą – to wynika w dużej mierze z twojego charakteru, który, być może, odnalazłby się lepiej w teatrze mniej zhierarchizowanym?

– A to, to na pewno. Biorę na przykład udział w przedstawieniach centrum kultury, gdzie w tej hierarchii nie ma tylu osób; w mniejszej grupie ma się dużo większy wpływ na to, co się robi i z kim się robi. Tutaj dopiero widzę, że potrafię współpracować w grupie i mieć dużą pokorę do tej pracy. Nie jest tak, jak było w przypadku Teatru Wybrzeże, że za każdym razem próbuję jedynie negować pewne rzeczy, które idą od strony dyrekcji.

Więc w pewien sposób jestem czynna zawodowo, tylko poza instytucją. Staram się szukać form ekspresji mniej zinstytucjonalizowanych. Nie jestem podległa etatowi. Chociaż w gruncie rzeczy mogę powiedzieć, że jestem mniej aktywna niż wcześniej w czasie mojego zawodowego życia.

– Jaki powinien być teatr, żebyś chciała do niego wrócić? Wyobraź sobie, że miasto z jakiegoś powodu oddaje w twoje ręce Teatr Wybrzeże – jesteś aktorką, ale od ciebie zależy, jak praca w tym teatrze będzie zorganizowana. Jakie będą kompetencje zespołu, dyrekcji, jakie będą wzajemne relacje między reżyserami, pracownikami  technicznymi, biurem, itd. Czy możesz opowiedzieć, jak byś zorganizowała sobie teatr?

— Myślę, że z teatru, który ma chyba trzy sceny, zrobiłabym tylko jedną, malutką. W zespole, który jest bardzo duży, byłyby bardzo duże redukcje. Zrobiłabym z tego taki mały, offowy teatr, w którym prawdopodobieństwo że ludzie będą mogli pozostawać w dialogu będzie większe, niż w ogromnej instytucji. Wiarę pokładam w małym zespole ludzi, dobranych pod kątem zgodności osobowościowej, którzy są w stanie ze sobą rozmawiać. W takim teatrze ważny jest element lubienia się…

Nie mógłby to być teatr pracujący cały sezon. Ten teatr podlegałby takiemu rytmowi, że robimy coś wtedy, kiedy poczujemy, że wzbiera w nas potrzeba, żeby coś zrobić, nie działamy pod dyktando.

– To ja ci, Marta, zaproponuję coś innego. Nie redukcję aktorów, i nie jedną, własną, tylko trzy offowe sceny. Wtedy każdy trafi do tej grupy, którą lubi. A ponieważ każdy pracuje tylko wtedy, kiedy ma ochotę, co pociąga za sobą niebezpieczeństwo przestoju, to jak będziecie mieli trzy zespoły w  teatrze, to może jednak ten teatr będzie przez większą część czasu otwarty. (śmiech)

– Ale to jest genialny pomysł!  Wtedy aktorzy mieliby możliwość decydowania, w jakich sztukach chcą grać, w jakich rolach. Wiele osób bardzo cierpi, biorąc udział w jakichś przedsięwzięciach, które nie zgadzają się z ich gustem, a gdyby aktorzy mieli taką możliwość, że na tych trzech scenach będzie za każdym razem grana jedna eksperymentalna, jedna tradycyjna i jakaś jeszcze inna sztuka, to pracowaliby rzeczywiście w przestrzeniach, w których się najlepiej czują.

–  I to ten kolektyw aktorski wybierałby nad czym chce pracować?

– To strasznie konkretne pytanie z takimi fantazjami, a one w ogóle nie idą w parze z czymkolwiek, co ja wiem na temat tej instytucji…I, tak naprawdę, taka rewolucja by się kompletnie nie udała. Bo na tych trzech scenach za chwilę znowu zacząłby się ferment – że ci, co sobie wybrali dany gatunek teatru, już nie są zadowoleni, bo np. nie wypracowali sobie hitu, nie mają publiczności, drugiej grupie idzie lepiej, mają więcej dobrej prasy, itp…

Twoje zadanie powoduje, że wprowadzam ten wątek; aktor jest taką osobą, która wielokrotnie jest po prostu niezadowolona. Aktor jest nieszczęśliwy jak nie pracuje, bo wtedy mówi, że nie pracuje, a jak pracuje za dużo, to też jest niezadowolony. Wtedy narzeka, że nic innego nie robi, tylko pracuje. Nie spotkałam jeszcze szczęśliwego aktora.

– A to jest bardzo dziwne. Czy to dlatego, że w przeciwieństwie do reżyserów, czy artystów wizualnych, wasza pasja nie realizuje się bezpośrednio, tylko musi przejść przez cały ten mechanizm i przez cudze ręce?

– Tak.

– A teraz możesz swoje pasje bezpośrednio realizować?

– Tak, odejście z teatru pokazało mi, że są takie przestrzenie, gdzie można więcej decydować o sobie. Bo to jest największy ból bycia w teatrze instytucjonalnym, że decyzja o tym co robisz i jak pracujesz, nigdy nie zależy od ciebie. To naprawdę dotyczy niewielu osób w Polsce, że będąc na etatach mogą dyktować warunki. Myślę, że o nich w ogóle nie ma co rozmawiać, bo oni są tak nieliczni, że nie stanowią żadnej grupy. Społeczność aktorską tworzą ludzie, którzy za każdym razem muszą się podporządkować. W ciągu jednego sezonu możesz np. raz tylko zrezygnować z pracy, którą proponuje ci teatr, czyli z udziału w jakimś spektaklu. A teraz wyobraźmy sobie, że ktoś ma bardzo radykalne poglądy i wie, w czym by chciał wziąć udział, z kim by chciał pracować i nad jakimi tekstami, a teatr mu ciągle proponuje to, z czym on się nie zgadza. Nie może się nie zgadzać, bo za chwilę po prostu go wyrzucą z pracy.

– Musi to zaakceptować albo zmienić zajęcie, jak ty. 

– …tak, i można powiedzieć po prostu, że jeśli czujesz, że to jest opór wewnętrzny, to nie możesz pracować w teatrze instytucjonalnym. Musisz sobie szukać pracy na wolnym rynku i wtedy może przyjdzie satysfakcja. To trzeba też rozpoznać w sobie, co tobie bardziej pasuje, czy bardziej cierpisz, kiedy musisz wykonywać zlecone prace, czy bardziej cierpisz, kiedy nie jesteś na stałe w teatrze.

Teatr jest bardzo wygodny. Bo karta etatu jest ci po prostu dana i możesz za każdym razem grymasić, że jest jak jest. Ale wystarczy, że znajdziesz się poza teatrem i wtedy dopiero widzisz (zwłaszcza mieszkając w Trójmieście), że innej pracy w teatrze de facto nie można znaleźć. Bo nie ma bardziej demokratycznych instytucji na tym obszarze. Pytania przychodzą dopiero, kiedy tej karty już nie masz. Ja sama należałam do grona osób, które były niezadowolone, bo nie widziałam jakim dobrodziejstwem jest posiadanie etatu i gwarancja grania w każdym sezonie, realizowania siebie, lepszej lub gorszej jakości, ale jednak za każdym razem to była szansa, z której mogłam skorzystać.

– Co, zatem, musi się złożyć na to, żebyś miała pełną satysfakcję ze swojej pracy aktorskiej?

– Po pierwsze, to były za każdym razem spotkania z ludźmi. Spotykaliśmy się w pracy, ale za chwilę okazywało się, że do tych osób jest mi po ludzku blisko i czuję z nimi jakąś więź. Drugą rzeczą była praca nad materiałem, który wszystkich nas interesował. A kolejną rzeczą jest, że chociaż próby mogą być fascynujące i podczas prób możemy świetnie wspólnie spędzać czas i się rozwijać, to w tej pracy fajne by było, i bywało tak dla mnie, żeby wynikł z tego jakiś niezwykły spektakl. I to nie tylko w opinii ekspertów, ale dla zwyczajnej publiczności żeby też był ważny.

Czyli bardzo dużo elementów niezależnych od siebie musi się złożyć. W rzeczywistości to się zdarza raz na ileś lat, i takich rzeczy w aktorskim przebiegu pracy nie ma dużo, to są takie cuda, których nie można… wymusić.

– A jak myśmy się spotkały, to już nie grałaś w teatrze?

– Nie. To właśnie było tuż po. Po odzyskaniu wolności.

– Ale zgodziłaś się zagrać. W muzeum. 

– Tak! To była zupełnie inna rzecz! To nie miało nic wspólnego z teatrem, a poza tym to było tak świeżo po utracie pracy, że ja w ogóle sobie nie zdawałam sprawy, czym tak na dobrą sprawę będzie życie w ogóle bez możliwości uprawiania tego zawodu.

– A czym jest życie bez możliwości uprawiania tego zawodu?

Jest życiem w wolności. Nie jest życiem w hermetycznej grupie, w getcie, gdzie spotyka się jedynie ludzi, którzy są zainteresowani jednym tylko tematem i ten temat przerabiają na różne sposoby.

Wyjście z teatru spowodowało, że po prostu uchylił mi się kawałek świata, w którym na przykład istnieją ludzie, którzy w teatrze nigdy nie byli, i on dla nich w takiej szerszej przestrzeni społecznej  jest kompletnie nieważny. To jest dla mnie ważne doświadczenie, zobaczyć, że nie jesteśmy pępkiem świata.

 

Marta Jankowska, z domu Kalmus (ur. 1969 w Lublinie) – polska aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna. W 1992 ukończyła studia w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie. Debiutowała w 1991roku w „Weselu” w reż. A.Wajdy w Starym Teatrze w Krakowie. Od 1992–1997 roku była aktorką Starego Teatrau w Krakowie. Od roku 1997–2012 była aktorką Teatru Wybrzeże w Gdańsku. Jest inicjatorką i gospodarzem Krakowskiego Salonu Poezji w Gdańsku.

 

Widz nie ma wyboru.
Rozmowa z Iwoną Bielską.